Włóczka Puchatka z przeszłością... miała być szatką do chrztu dla Zosi (czyli zaczęłam ją na przełomie 2008 i 2009 roku), ale straciłam wiarę... Potem próbowałam dokończyć, kiedy Marianka miała już dobre pół roku, czyli to przełom 2010 i 2011.
W Hiszpanii atak zimy, może by się tam spodobał. Tu już na zdjęciu Mania właśnie. W sumie to nie-wiadomo-co też było robione od góry, ale bardziej jako pelerynka, więc się nie liczy. Ale sweterek już dawno spruty - podziękowania należą się mojej Teściówce - wie jak potwornie tego nie znoszę, dlatego wyręcza mnie w tym nieprzyjemnym zadaniu.
Lidka od dawna namawiała mnie na spróbowanie czegoś od góry i wszystko w ogóle do dawna: włóczka leżała i guzikowe owocki/owocowe guziczki. Połączyło się to w całość.
Koronę drzewa przerabiałam na lewo, co pewien czas przeplatając włóczkę by nie wisiała z tyłu. Początkowo nie podobały mi się te prześwity, ale nadały drzewku lekkości.
Owocki są przeplecione jak koraliki na włóczce na dwa sposoby, ponieważ niektóre miały dziurki w poziomie (wtedy nawlekałam), a inne w pionie wtedy stosowałam metodę, którą pokazałam tu). Miało to znaczenie, żeby właściwie wisiały na drzewie, bo chociaż to magiczne drzewo, to dalej obowiązują tu prawa fizyki. Oczywiście przyszyłam je potem jeszcze starannie, bo małe paluszki lubią takie rzeczy kręcić i kręcić i kręcić. Kusi mnie żeby pokazać jak pięknie wykończone są niteczki w środku.
Dużym wyzwaniem był pień drzewa. Włóczka niby nadawała się świetnie, ale zaczęła się układać w paski. Więc po jakimś czasie zostawiłam... jakby to wyjaśnić... przy tapetach chodzi o skok, czyli połowę skoku... i od tego momentu pień zaczął wyglądać jak pień. Dlatego oczko po oczku, wciągnęłam tę pozostawioną nitkę wstecz przez te 6 rzędów. Paski przesunęły się o pół rzędu i zawinęły. Było to o tyle łatwiejsze, że na tym odcinku nie przerabiałam swetra na około, tylko do pnia i z powrotem... chodziło mi o to, żeby pień się nie oddzielał. Mam nadzieję, że to się sprawdzi.
lewa strona - pozostawiona celowo niteczka |
Światłocień na pniu. Owocki jeszcze nie poprzyszywane poprawnie, więc nieco dyndają...
To koniec drzewka, a w zasadzie początek. No więc to tyle na początek.
Ale do sweterka jeszcze wrócę... i to za niedługo. Idę położyć dumną posiadaczkę swetra spać. W piżamie, chociaż najchętniej nie zdejmowałby go wcale.
Jest piękny.
OdpowiedzUsuńIza D.
Jest piękny 0 super jabłoń wyczarowałaś - ewa
OdpowiedzUsuńTakie trochę GMO ;-P
UsuńUrocze dzieciaki w uroczych produkcjach :-)
OdpowiedzUsuńJak wreszcie się dowlokę do Czekoladziarni (kiedy???), to przyniosę Ci wzór na bałwanka. Jest szansa, że zdążę przed latem :P
Ależ to ta sama córa w tej samej włóczce :-)
UsuńHm. Co nie zmienia faktu, że lalunia :-)
OdpowiedzUsuńJa jestem starszą siostrą młodszej o rok siostry, więc znam to z innej perspektywy.
OdpowiedzUsuńDlaczego tę ulubioną rzecz ma nosić Bernadka? Przecież ja jeszcze z tego nie wyrosłam! ;)
Za to moja Iga pewnie może wczuć się w Twoją sytuację :)
A sweterek bardzo udany!
Robienie od góry bardzo wciąga, więc pewnie jak zaczniesz, to tak szybko nie przestaniesz... Następny będzie dla Zosi, czy dla Ciebie? ;)