czwartek, 4 października 2012

z życia pozadrutowego

Kiedy moja serdeczna przyjaciółka pierwszy raz opowiedziała mi o decoupage'u pomyślałam: "Ło, Matko Kochana! A cóż to może być za wielka sztuka, jeśli okleja się coś serwetkami? Ileż może być w tym tfurczego zaangażowania?"
W ubiegłym roku w ramach artNocy brałam udział w warsztatach zorganizowanych przez Dom Kultury, ale w Gliwicach. W strasznych bólach stworzyłam parę kolczyków. Fatalna jakość zdjęcia, przykrywa niedoskonałości techniki.
Dzięki warsztatom dotarło do mnie jedno: wcale nie tak łatwo wymyślić jak to wszystko pięknie poukładać.
Kolczyki trafiły wraz z podziękowaniami za zainfekowanie do ww. Kobietki.
A moje uczucie do decoupage'u dojrzewało. Wyrażało się to głównie w początkach serwetkozy (myślę, że znacie to uczucie, kiedy ma się więcej materiałów, niż czasu by je wykorzystać. Ostatnio czytałam o włóczkozie (obserwuję u siebie ostre stadium!!), myślę, że to tak jak grypa ma te swoje odmiany jak AH1/N1 to magazynowanie zapasów do rękodzieła też mam różne odmiany, ale w gruncie rzeczy to to samo). Wracając do tematu... Zbierałam serwetki. Kupowałam całe opakowania i serwetki na sztuki, i rozdawałam, i dostawałam.
Przełom nastąpił kiedy kupiłam pierwszy lakier. Kleju magic nie wymieniam jako przełom, bo okazał się niezastąpiony przy naprawianiu książek - chyba zresztą takie jest jego pierwotne przeznaczenie - więc zakupu nie traktuję jak wydatku związanego z hobby.
No właśnie hobby. Na drutach robię już tak dużo, że czasem muszę odpoczywać.
Na początek podecoupażowałam pudełka po butach i puszki po mleku Mani. Tak na  rozgrzewkę. Nawet specjalnie nie lakierowałam mocno, bo nie były to bardzo udane próby. Zrobiłam też konewkę (zwróćcie uwagę na mistrzynię drugiego planu).




Klasyka gatunku.
Przykrym tym razem przełomem był wypadek, o którym Wam pisałam. Po wypadku siedziałam w domu , a jednocześnie nie bardzo mogłam się skupić na dzierganiu, dlatego zabrałam się do szafki, która długo na mnie czekała.
Dostałam ją po Dziadku...
Jeszcze tylko wystarczyło ładnie poprosić wnuka tego Dziadka, żeby pozakłócał wiejską ciszę, a potem pojechał po farbę.

 Mnie samą również zaskoczył... nie wiem czy bardziej kolor czy mąż. (Powyższe zdjęcie nie jest w żaden sposób obrabiane!!) Pierwotnie szafka miała stać w przedpokoju i być biała przecierana na fioletowo. Hmm...
 Mimo, iż w przyszłości miała być cała biała (a konkretniej Babioletnia - bo kolor nazywa się babie lato) zabezpieczyłam ciemne części taśmami.
 Co niemal nic nie dało... Na tym zdjęciu widać również muchę, ale to zdjęcie z lata. Czy u Was też są jeszcze muchy? Kolor szafki powyżej jakby zbyt czerwony.
 Tu lepiej oddaje rzeczywistość. Nie mam pojęcia, po co ozdabiałam plecy szafki ale wyszły przepięknie.
 Gdyby ktoś mi zarzucił, że to jest blog drutowy spieszę wyjaśnić, że szuflady idealnie nadają się na druty i kordonki.
Szafka nie stanęła w przedpokoju. I póki co nie będzie biała. Dam jej dwa lata. Kiedy mi się znudzi taka pomaluję ją i zrobię wymarzony shabby chic. Ponieważ w ostatecznym miejscu nie widać pleców przemalowałam przody szuflad. Przy okazji skutecznie zepsułam boki tym razem zaciekło mi na jasną część.
A na dole czekają już kolejne pudełeczka do ozdobienia...
Może nie tak źle jak na początek. Jak myślicie?


6 komentarzy:

  1. Jest przepięknie. Jak takie cuda się robi?

    OdpowiedzUsuń
  2. No i nie widziałam!!!
    Kochana kolczyki mnie rozbawiły! Sprytek z Ciebie! Przykryć niedoskonałości jakością zdjęć, no no! Wyglądają fajniutko! Lubię takie dyndadła a kolorystyka jest bardzo uniwersalna. Konewka czad! Swoją drogą oryginalne wycinanki (hurra, że można kupić serwetkę z tym motywem!)są w takiej cenie, że mózg się lasuje! Widziałam w Toruniu. He he- kogutek Twój to wydatek 40-60 złotych. Puszeczki też malowałam. Tu widzę wzór cebulowy! Zachorowałam na porcelanę w ten deseń!
    Ponieważ uwielbiam starocie, wszelkie babcine i dziadkowe klamoty, powiem Ci, że ta szafeczka, konsolka, stoliczek, jak zwał...Jest bajeczna! I kolor piękny, choć przyznam odważny!!! Jeżeli to miał być podkład do spękań, to trafiłaś, piękny, głęboki i intensywny! Nie wiem, czy sama nie zostawiłabym w takim stanie! Te wstawki białe bardzo trafione! Co to takie piękne miałaś? Papier? Nie widziałam takiego wzorku, w dodatku w tym kolorze!? I powiem tylko..Brawo! Brawo Baśka! Bardzo udany projekt! I nic nie martw się niedociągnięciem lub nadmiarem farby, że Ci gdzieś poleciało troszkę więcej, to też ma swój urok. Widać, że nie pracowałaś od szablonu tylko odręcznie i to jest piękne!
    Reasumując!
    Bardzo mi się podoba co robisz i jak to robisz! Przeoczyłam Twój post, przepraszam i w pierś mą, niemałą biję się,mocno! Myślę, że znalazłaś rewelacyjną odskocznie od drutów! Rób, maluj, klej! Decoupage wcale nie jest nudny! Nigdy nie wiesz jaki będzie efekt końcowy! Ściskam Cię mocno i buziakuję soczyście! aga-gapa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o rety! Dzięki wielkie. Serwetki. Fajne tylko puszczają farbę ;-( co miejscami dodaje uroku. U nas strasznie już oklepane. Jeszcze widziałam takie brązowo złotawe. Jeśli znajdę jeszcze mogę Ci przesłać. Tylko potrzebowałabym a-dresik.
      W tym odważnym kolorze mam cały salon - już przeginam powoli, ale jeszcze się dobrze bawię.
      Tak się dopominałam o odwiedziny, przepraszam, ale wiedziałam, że docenisz...
      Buziaki idę lepić pająka blee..
      B.

      Usuń
    2. Bosze! Pszczoły, pająki...co to Basia mało masz robali latem, że je na jesień sama tworzysz? Żart oczywiście! Serweteczki i owszem, ja chętnie przygarnę i wymienię się. Bo i ja mam ciut, ciut...a tego nigdy dość! Zaraz prześlę Ci adresik! Brrrr...robale!
      Buzikai ślę! aga

      Usuń
  3. szkoda, że ja nie mam takich zdolności pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń

W związku z zatrważającą ilością spamu wprowadzam weryfikację obrazkową - przepraszam. Miło mi, że do mnie zaglądasz, a każdy komentarz jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję, za czas poświęcony na jego wpisanie :-), a potem na wpisanie kodu z obrazka.