niedziela, 18 sierpnia 2013

Plusy i minusy

Czy macie też tak, że Wasze blogowanie można podzielić na dwa okresy? Pierwszy, kiedy jest o czym pisać - dużo dziergacie, działacie, dłubiecie tylko absolutnie nie ma kiedy dojść do komputera, żeby o tym napisać, albo kiedy tego wszystkiego obfotografować, żeby się pochwalić, albo internet nie działa (PS: ten post czekał na opublikowanie 4 dni, bo nie miałam dostępu do sieci) i wtedy na blogu cisza. Drugi okres to posucha robótkowa, kiedy można by i napisać, ale niespecjalnie jest o czym i wtedy wyciągacie z szafy swetrzyska jeszcze sprzed blogowania, albo takie właśnie, które umknęły w tych gorętszych okresach.

U mnie od początku lata dzieje się bardzo dużo, chociaż niespecjalnie dużo pisuję na blogu. Wyjątkiem są relacje ze SLOT Art Festivalu. Sporo udało mi się również udziergać i postaram się nadrobić te zaległości bez robienia wpisów hurtowych. Dlatego właśnie dziś pokażę Wam jedynie kolie stworzone przy użyciu młynka dziewiarskiego.

Kolia, o której zdążyłam już napisać nie była wcale pierwsza. Wcześniej powstała jeszcze wiśniowa dla Sabiny:
 Turkusowy naszyjnik dla Beatki.

 I do kompletu bransoletka.
Bardzo spodobało mi się zestawienie ze starym złotem.
Ale tak na prawdę pierwszy był granatowy.
I w zeszłą sobotę trafił do nowej właścicielki.
 Razem z Teresą i Beatką wybrałyśmy się na spotkanie Ewy do Mosznej.
 Były z nami również Aniela i Marysia. No po prostu babski comber.

 W zeszłym roku o tej porze też byłam w oranżerii w pałacu w Mosznej, ale nie znałam jeszcze wtedy Ewy.
Tym razem z Beatką. Nie mogłyśmy sobie odmówić wspólnego zwiedzania. Zwłaszcza, że zabrałyśmy ze sobą literaturę fachową, żeby raz na zawsze wyjaśnić sprawę serwetek z gablotek w Bibliotece.
  W zeszłym roku zastanawiałyśmy się cóż to za cacko. Przyjrzałyśmy się bliżej i to koronka klockowa łączona z innymi technikami - pojawiają się nawet elementy mereżki.
Za to w drugiej gablotce znalazłyśmy koronkę wenecką.
Ewa w żywiole. Dodaje swoje ulubione anegdotki o Zamku do tego co powiedziała Pani Przewodnik.

Pretekstem by odwiedzić Pałac w Mosznej, był pokaz tańców hinduskich. Dorosłe babki, a potrzebują przykrywki, żeby umówić się na kawę i lody.
 I chociaż lody były bardzo szczególne - nic nie przebije towarzystwa i miejsca, w którym je jadłyśmy.
Dziewczyny! Jesteście wspaniałe! Dzięki wielkie...
...ale to jeszcze nie koniec relacji z tego wyjazdu...

7 komentarzy:

  1. Dzięki wielkie - naszyjnik jest piękny ! Kiedy i gdzie następne spotkanie ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja powiem ja!!!! W Pszczynie !!! co??

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z blogowaniem czasem tak bywa. Chyba tylko osoby które zarabiają w ten sposób publikują regularnie (nie wiadomo jak często na zasadzie konieczności). Naszyjniki są śliczne chociaż mnie latem odrzuca od wszystkiego co ciepłe na szyi (nawet naszyjniki na welurowych linkach latem u mnie tylko się kurzą). No a zamek w Mosznej to muszę koniecznie odwiedzić ;-))

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny pomysł z naszyjnikami:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie Was widzieć:)))
    Pozdrawiam, Marlena

    OdpowiedzUsuń

W związku z zatrważającą ilością spamu wprowadzam weryfikację obrazkową - przepraszam. Miło mi, że do mnie zaglądasz, a każdy komentarz jest dla mnie motywacją do dalszej pracy. Dziękuję, za czas poświęcony na jego wpisanie :-), a potem na wpisanie kodu z obrazka.