wtorek, 12 marca 2013

Sama nie wiem, czy zasłużyłam.


Zupełnie nie spodziewałam się, że z pierwszych urodzin naszych Czekoladowych Spotkań Robótkowych wyjdzie festyn na cześć Matki Założycielki.

Najpierw dostałam karteczkę z wierszykiem:

To już rok

No i przez ten rok cały 
Te ręce dużo rzeczy zrobiły
Druty, wełna, szydełko i inne materiały
Do których nie trzeba dużo siły

Nauka idzie pełną parą
Poniedziałek, czekoladka i spotkanie
Razem i każda z osobna i z wiarą,
Że dalej będą robić dzieła te panie.

Ale przede wszystkim dostałam piękny bukiet.
 Każdy z niepowtarzalnych zupełnie kwiatów wykonała inna Czekoladka.
Są w przeróżnych technikach i w różnych gatunkach, bo są goździki:
od Marysi
od Jadzi
od Olgi
i róże:
 od Moniki i Sabiny

i żonkile:
 od Lidki



 i miniaturowe piwonie...
od Basi
Były też kwiaty zagadkowe, które powiedziały mi na uszko, że chcą zostać broszkami:
 od Kasi
od Eli
 Ale dostałam nie tylko dziergane kwiaty:
 od Ani
od Krysi
 od Olgi
Dostałam jeszcze kwiatuszek frywolitkowy, który nie trafił do bukietu.
od Lodzi
Dobrze zapamiętałam wszystkie?

Moja zaprzyjaźniona florystka przyznała mi się kiedyś, że rozbraja bukiety, które dostaje, więc i ja sobie pozwoliłam, chociaż każdy z kwiatuszków dostałam osobno, więc i osobno je pokazuje. W bukiecie znalazły się też piękne jaja.
Dziewczyny jesteście Wspaniałe, dziękuję!
 Dla marcowych gości Czekoladziarni przygotowałyśmy takie duperelki - czy raczej szydełkorelki.

 Oczywiście musiałyśmy popodziwiać robótki... ale wczoraj przy naszym stoliku wyjątkowo nie tworzyłyśmy, tylko zajęłyśmy się konsumpcją.
 ..miałyśmy przepyszne ciasta

 Na urodzinach nie mogło zabraknąć szampana, chociaż nie wszyscy pili i im żal.

Dostałyśmy również wyjątkowy prezent od sklepu IMIS. Dzięki specjalnym kartom uczestniczki spotkań będą mogły korzystać ze zniżek na zakup włóczki aż do następnych urodzin. Dziękujemy!!


No i dziękujemy Czekoladziarni, że tak dzielnie znosi nasze spotkania i ten rejwach jaki zawsze im towarzyszy.



Pozdrawiam Was,
Basia

PS: O książce, którą dostałam napiszę osobno..

piątek, 8 marca 2013

Czekoladowe Spotkania mają roczek!

Z dumą zawiadamiam, że Czekoladowe Spotkania Robótkowe odbywające się co poniedziałek w gliwickiej Czekoladziarni mają już roczek.
Z tej okazji w najbliższy poniedziałek tj. 11 marca spotkanie będzie miało szczególny charakter. Chętnie porozmawiamy o naszej pasji do rękodzieła, opowiemy o tym czym zajmujemy się w tym czarującym miejscu, o tym dlaczego Spotkania są dla nas tak ważne. Na gości czekają maleńkie upominki. Gorąco zapraszamy!

PS: O początkach spotkań można przeczytać TUTAJ. Troszkę nas przybyło, co?

czwartek, 7 marca 2013

Fotorelacja z Perełki...

... na blogu Mamkaprys.blogspot.com możecie obejrzeć zdjęcia z warsztatów z Perełki.
A ja dorzucę kilka swoich - niestety nie miałam nadwornego fotografa...




 Mój skromny wkład.


 Kto wpadł na pomysł by były to Ryby? W dodatku ryby pływające i całujące się pyszczkami? Głowy nie dam, ale chyba Basia S.
 Kwadraty, o których pisałam TUTAJ znalazły na prawdę godne miejsce w tym wspólnym dziele. A ich historia bardzo wzruszyły uczestniczki i organizatorki warsztatów.
 Dziewczyny, możecie być z siebie dumne!! - siła sprawcza, czyli Agnieszka i Karolina.

wtorek, 5 marca 2013

Wiklina w Dobrodzieniu

Może zwróciłyście uwagę, że pod komentarzami przy ostatnim poście nie zamieszczam odpowiedzi. Każdy komentarz jest dla mnie niezwykle cenny. Za każdy bardzo dziękuję.
Bardzo ciekawią mnie wasze opinie, dlatego zapraszam do dalszego komentowania.


To kurki Brygidy, które pojawiły się na ostatnich warsztatach z wikliny, o których pisała już Robeatka.
Dodam jeszcze kilka fotografii.

 Mirek naszykował nam wiklinę.
 Wiklina musiała nabrać mocy urzędowej.
 W tle widoczna nasza pięknie wydekupażowana szafa (moja najbardziej, jak wszystko, kiedy piszę "nasze" o sprawach tej sekcji)
 A tu już... do roboty....
 Jak zwykle problem - kto zje ostatni kawałek ciasta - pytanie: czy ciasto krojone tym samym nożem co wiklina jest co najmniej nie na miejscu...
 Nie powiem, że to prostsze niż się wydaje... trzeba wiedzieć jak i... da się.

 Akwarium wzmacniające.
 A tu już kolejny etap po ukończeniu dna.
 Basia swoim uśmiechem pokazuje wszystko...
 Tym razem Beata zdecydowała tylko fotografować, ale trochę pomagała...

Zwłaszcza tym, którzy sobie nie radzili... Ręce to mam poowijane tak bardziej zapobiegawczo... Pan M. pewnie by się nie zgodził, ale nadgarstki to najcenniejsze co mam.
O matko! Ależ jestem brudna na dziobie. Pomijam fakt, że wystąpiłam w wyjściowym sweterku....
No nic! Nie mam za wiele do pokazania, a jeśli spodziewacie się, że pod koniec posta ujrzycie koszyczek ze święconką to zawiodę Was.

Dno kompletne. Udało mi się jeszcze coś niecoś podnieść boki koszyka, ale jajka raczej by się wysypywały...

niedziela, 3 marca 2013

Pasmanteryjne macanki.

Nieco ponad miesiąc temu na moim blogu pojawiły się dwie reklamy sklepów oferujących zaopatrzenie dla dziewiarek. Zamieściłam reklamę sklepu internetowego, w którym kupiłam druciki KP i natychmiast dodałam baner mojego ulubionego sklepu z włóczką w realnym świecie, o którym często zresztą tu wspominam, bo regularnie się tam zaopatruję. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z konsekwencji. Nie chodziło nawet o samo umieszczenie reklam, a o ich opisanie. Prawda jest taka, że włóczkę nie specjalnie lubię kupować w pasmanteriach internetowych. I kolor i właściwości włóczki lepiej poznaje się w takim prawdziwym sklepie. Wyszło na to, że sugeruję, żeby chodzić do sklepu oglądać i dotykać włóczki, a następnie zamawiać je przez internet. Absolutnie nie! Nigdy nie będę nikogo namawiać do takich praktyk.
Myślę, że to dotyczy także innych zakątków Polski. Jeśli w stacjonarnej pasmanterii jest coś co Ci się podoba, odpowiada Ci kolor i jest odpowiednia liczba motków, to kup je od lokalnego pośrednika.
Jeśli się ze mną zgadzacie, poczęstujcie się banerkiem.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie namawiam do tego by nie kupować niczego w internecie. I to nie jest post wymierzony w sklepy internetowe!! Odczuwam jednak swego rodzaju niesmak na myśl o osobach, które w sklepie stacjonarnym dowiedzą się wszystkiego o włóczce, kolorze, wspólnie ze sprzedawczynią obliczą liczbę motków potrzebną na sweterek, a następnie odpiszą z banderoli nr koloru i kupią w internecie.



Od dawna uprawiam coś, co nazywam turystyką pasmanteryjną. Gdziekolwiek jestem nie odwiedzam sklepów z pamiątkami czy ciuchami, a pasmanterie właśnie.  Nie chciałabym, by te urocze miejsca zostały pozamykane. Pewnie sklepom z materiałami, guzikami itd., w których jedna półka przeznaczona jest na motki, będzie łatwiej przetrwać, co jednak, kiedy w sklepie jest tylko włóczka...

Chętnie poznam Waszą opinię na ten temat. Wydziwiam?