wtorek, 30 lipca 2013

Zielony... łatwo powiedzieć!!

Koleżanka z pracy poprosiła mnie, żebym zrobiła dla jej przyjaciółki kolię...
- W jakim kolorze?
- Może być zielony. Zresztą coś wybierzesz.
Ta! Zielony... łatwo powiedzieć.
Ponieważ na wakacje nie zabieram ze sobą wszystkich zapasów kordonkowych, musiałam poprosić mojego Kochanego.
- Kochanie, przywieź mi kordonki.
- Jakie?
- Zielone.
Ta! Zielone... łatwo powiedzieć.
No i przywiózł. Swoim zwyczajem wszystko co mu wpadło w ręce - czyli cały kuferek.
A ponieważ nie mogłam się zdecydować powstała kolia - Pełnia lata. Zielona.
Dopadło i mnie kupiłam młynek. Troszkę żałuję, że nie zrobiłam sobie lepszych zdjęć, ale może to nie ostatni taki projekt.


czwartek, 25 lipca 2013

Slot Art Festival - IV

Ostatni dzień warsztatowy na Festiwalu obfitował w silne wzruszenia. Przynajmniej dla mnie.
Nie wspomniałam Wam jeszcze, że w piątek załapałam się na warsztaty z ekologicznych środków czystości prowadzone przez dziewczyny z Ekorodziców. (Kochane, sposób na mrówki z liśćmi orzecha włoskiego działa! Dzisiaj sprawdziłam!! Dzięki wielkie!). I jakby niesiona prądem, w sobotę rano poszłam na warsztaty z Raw Food prowadzone przez Agniechę.
 Nie ukrywam, że trochę namówiła mnie Jagoda.
 Tu w Cafe Wielki Wóz w dawnej Wozowni. To właśnie tam odbywały się warsztaty, a w nocy mieściło się kino. Świetny efekt kiedy biegnie się w nocy po głównym koncercie w kierunku Wielkiego Wozu mieszczącego się pod Wielkim Wozem.
 Oficjalnie przyznaję się do tego, że w kuchni mam dwie lewe ręce, ale podziwiać i kosztować bardzo lubię.
Uwierzylibyście, że spaghetti można przygotować bez gotowania??

Ciągnie mnie, żeby wypróbować przepisy w domu, ale trochę się boję, że będę musiała wszystko potem zjeść sama.
Wielkie wzruszenie zaskoczyło mnie na warsztatach z pierwszej pomocy. Durne to strasznie! Mój dzielny mąż jest wyszkolonym wysoko na szczeblach przeróżnych ratownikiem. A ja edukację zakończyłam na zajęciach PO w liceum. Dlatego kiedy natknęłam się na zajęcia przypadkiem, postanowiłam na nich pozostać. Nie zwiewać. Chociaż zwykle jakoś spychałam myśli to tym, że to niezbędne. Resusctytacja dorosłego to pikuś. Ale kiedy dostałam fantoma niemowlaczka pociekły mi łzy jak grochy. Monika prowadząca warsztaty nie pozwoliła mi przestać działać. Dzięki jej wielkie za to.
A potem przyszła już pora na moje warsztaty. Na ostatnim spotkaniu z Wami, na którym znowu pojawiło się mnóstwo nowych osób postanowiliśmy przygotować coś wyjątkowego.

O'Platan to większy projekt, bez głębszego sensu.

 Zaczęło się niewinnie. Od pozdejmowania ogłoszeń wiszących na platanie. Pomagała między innymi Karolina (Odezwij się Ślimaku!!) prowadząca warsztaty chainmail, Aga prowadząca soutache, a także Marcin koordynator warsztatów manualnych. Kolejne wzruszenie to Danusia, z którą spotkałyśmy się już na SlotShopce w Gliwicach.
Dała się namówić do udziału w tym wydarzeniu, chociaż na początku nie wiedziała o co chodzi.
Była również Alicja, prowadząca warsztaty scrapbookingu - zresztą należy wspomnieć, że prezentowane tu zdjęcia są autorstwa Maskotki Amlai.
To kolejna makrodzianina. Tym razem wykonaliśmy ją w 16 osób wokół drzewa.
 Była Aga, której chyba będę musiała poświęcić osobnego posta.
No i oczywiście była Jagoda i Marcin i Jadzia.

 Dużym wyzwaniem okazało się zamocowanie tego ubranka. Na wysokości zadania stanął mąż Zosi, który nadal nie daje się przekonać by oddać swoje koszulki na pocięcie. A może coś się w tej sprawie zmieniło??
 Szkoda tylko, że ekipa rozpierzchła się tak szybko i nie mamy zdjęcia grupowego.

Jest natomiast zdjęcie ubranego O'Platana.

środa, 24 lipca 2013

Slot Art Festival - III

Jeszcze troszkę relacji z ubiegłotygodniowego ... a może już nawet bardziej ubiegłego Slot Art Festivalu 2013 w Lubiążu. Tym razem zacznę od późnej nocy, żeby muzyka Fismolla mogła Wam towarzyszyć przez te chwile spędzone na moim blogu.
W piątkowy wieczór załapaliśmy się na koncert Fismolla.
Dodane z Jutjuba, ale zupełnie z mojej perspektywy - siedziałam nieco bliżej sceny, ale za to na karimacie, więc pozwalam sobie zamieścić ten klip. Taki bardziej Slotowy niż teledysk. Bardzo podoba mi się określenie "nakręcone ziemniakiem"

 Na zajęciach nie było aż tak kameralnie..., ale bardzo przyjemnie.
 Dzisiaj kolejna porcja zdjęć Julii.

 Czyżby nie dla wszystkich wystarczyło miejsc siedzących. Aniu, pozdrawiam Cię serdecznie.



 Czasami mam wrażenie, że opowiadam o mechanice kwantowej, gestykuluję, aż się rozmazuję.
 Dzięki, raz jeszcze, Kochane! Wspólnie wymyśliłyśmy, że przerabianie na drugiej ręce można rozpocząć po jednym paluszku - efekt jest pięknie trójkątny.
 Tym razem Monika postanowiła swoją torebkę wykorzystać jako mitenkę.
 Oczywiście nie przejmowała się dziurkami na palce bo przecież już były!!
 Uwielbiam Wasze pomysły!! Pozdrawiam gorąco, B.

środa, 17 lipca 2013

Slot Art Festival - II




W czwartek, po pierwszych zajęciach z języka miganego wpadłam na szalony pomysł żeby pobawić się Hula hopem, a konkretniej Hulala Hopem. Zabawa wspaniała - niestety nie przy mojej kondycji, a już tym bardziej nie przy moich słabowitych nadgarstkach.

Potem przyszła pora na moje warsztaty, które (znowu frazes!) przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Zdjęcia dzięki uprzejmości Julii Wasążnik. Polecam całą jej galerię, gdzie jeszcze więcej zdjęć z festiwalu.
Spoglądając na takie zaangażowanie prowadzący warsztaty na prawdę wierzy, że to co robi ma sens ;-P.
 
 Możecie się ze mną nie zgadzać, ale ja twierdzę, że robienie na paluszkach jest dla każdego. Oczywiście, można nie odczuwać gigantycznej frajdy, ale każdy jest w stanie nauczyć się takiego rękodzieła.
 Ciekawa jestem czy Maciek będzie miał czapkę, a może jednak powstanie hamak??
 Zachodzę w głowę o czym ja opowiadam? Bo przecież już nie o rozpoczynaniu robótki i o tym, że wystarczą same dłonie. Chyba jednak już wiem, która bluzka pójdzie do pocięcia.
 
 Przebojem stały się małe torebeczki. Jeśli zrobi się taką torebkę z pociętego T-shirta może się zmieścić nawet flaszka mineralki.



Torebeczki wykonane z odpowiedniego materiału mogą być czapką połączoną z szalikiem.





 W prowadzeniu warsztatów najbardziej lubię to, że czasem to warsztaty prowadzą mnie.
Tak było w przypadku rajstop dla Kate Moss:


 Zaczęło się niewinnie od dwóch osobnych robótek, które niespodziewanie uległy połączeniu.

 Nikt jednak nie twierdzi, że nie może to wciąż być szalik...
 Nawet szal dwuosobowy...
 No i na koniec relacji z drugiego dnia warsztatów powrót do klasyki, czyli do wisiorów zwanych również koliami.

 Jesień idzie, nie ma rady na to... widzicie owoce w sadzie??

Teraz myślimy z Moniką jak
utrzymać korale w ryzach.







Myślę, że z warsztatów to tyle...
... na razie.

Wieczorem poszłyśmy z Jagodą na film:
Zdjęcie ze strony Filmweb
"Gnarr na prezydenta". I śmiałyśmy się już do końca festiwalu. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli możliwość zobaczenia tego filmu - nie wahajcie się.

Po filmie zrobiłyśmy sobie prywatne warsztaty, na których powstało kilka zupełnie nowych technik:

 Powyżej dzianina dwustronna!!! Nie próbowałyśmy na czterech rękach - ale to również możliwe.
 A tu supeł z okręconych oczek...
Dzień festiwalowy zakończyłyśmy koncertem Janka Samołyka (zdjęcie autorstwa Julii). Zupełnie zapomniałam, że już kiedyś pojawił się na Druterelach w zupełnie innych okolicznościach. Potwornie rozbawiło mnie to, kiedy stanął przy stoliku, ale nie jestem pewna, czy to nie wpływ Gnarr'a i Jagody... W połowie koncertu zgasło światło (w końcu to scena unplugged), ale pan Janek nadrabia głosem, więc wcale nie wytrąciło go to z równowagi.
... a to jeszcze nie koniec, ale na dziś dam Wam odpocząć.