Czy macie też tak, że Wasze blogowanie można podzielić na dwa okresy? Pierwszy, kiedy jest o czym pisać - dużo dziergacie, działacie, dłubiecie tylko absolutnie nie ma kiedy dojść do komputera, żeby o tym napisać, albo kiedy tego wszystkiego obfotografować, żeby się pochwalić, albo internet nie działa (PS: ten post czekał na opublikowanie 4 dni, bo nie miałam dostępu do sieci) i wtedy na blogu cisza. Drugi okres to posucha robótkowa, kiedy można by i napisać, ale niespecjalnie jest o czym i wtedy wyciągacie z szafy swetrzyska jeszcze sprzed blogowania, albo takie właśnie, które umknęły w tych gorętszych okresach.
U mnie od początku lata dzieje się bardzo dużo, chociaż niespecjalnie dużo pisuję na blogu. Wyjątkiem są relacje ze
SLOT Art Festivalu. Sporo udało mi się również udziergać i postaram się nadrobić te zaległości bez robienia wpisów hurtowych. Dlatego właśnie dziś pokażę Wam jedynie kolie stworzone przy użyciu młynka dziewiarskiego.
Kolia, o której zdążyłam już napisać nie była wcale pierwsza. Wcześniej powstała jeszcze wiśniowa dla Sabiny:
Turkusowy naszyjnik dla
Beatki.
I do kompletu bransoletka.
Bardzo spodobało mi się zestawienie ze starym złotem.
Ale tak na prawdę pierwszy był granatowy.
I w zeszłą sobotę trafił do nowej właścicielki.
Razem z
Teresą i
Beatką wybrałyśmy się na spotkanie
Ewy do Mosznej.
Były z nami również Aniela i Marysia. No po prostu babski comber.
W zeszłym roku o tej porze też byłam w oranżerii w pałacu w Mosznej, ale nie znałam jeszcze wtedy Ewy.
Tym razem z Beatką. Nie mogłyśmy sobie odmówić wspólnego zwiedzania. Zwłaszcza, że
zabrałyśmy ze sobą literaturę fachową, żeby raz na zawsze wyjaśnić
sprawę serwetek z gablotek w Bibliotece.
W zeszłym roku zastanawiałyśmy się cóż to za cacko. Przyjrzałyśmy się bliżej i to koronka klockowa łączona z innymi technikami - pojawiają się nawet elementy mereżki.
Za to w drugiej gablotce znalazłyśmy koronkę wenecką.
Ewa w żywiole. Dodaje swoje ulubione anegdotki o Zamku do tego co powiedziała Pani Przewodnik.
Pretekstem by odwiedzić Pałac w Mosznej, był pokaz tańców hinduskich. Dorosłe babki, a potrzebują przykrywki, żeby umówić się na kawę i lody.
I chociaż lody były bardzo szczególne - nic nie przebije towarzystwa i miejsca, w którym je jadłyśmy.
Dziewczyny! Jesteście wspaniałe! Dzięki wielkie...
...ale to jeszcze nie koniec relacji z tego wyjazdu...