Ostatnio gdzie nie zaglądam, to wszystkie przepraszamy i tłumaczymy się, że długo nie pisałyśmy, że nie było nas w sieci, na fB, bo brak weny, bo praca, bo remont... . Nasze Mamy nie miały takich problemów. Sztrykowały, kiedy zaszła potrzeba, nie po to by publikować. A jak już coś udziergały, zdobywając wcześniej z trudem włóczkę, albo odzyskując ją z nie mniejszym wysiłkiem, zawsze było to doskonałe. Nie musiały zastanawiać się z jakiej to zrobiły włóczki i jaka jest maksymalna dopuszczalna zawartość akrylu, fajnie jak była włóczka. Nie potrzebowały lajków, chociaż chwalili wszyscy w około, inne mamy, sąsiadki, koleżanki z pracy. Nie zastanawiały się, które ujęcie najlepiej oddaje kolor wyrobu i czy zdjęcie zaprezentować z głową czy bez.
Nie pozwólmy, by sieć odebrała nam radość sztrykowania! Mamy tyle obowiązków w pracy i w domu (część z nich na pewno też rozdmuchanych przez portale społecznościowe i wszechobecną reklamę). Nie dajmy się zwariować! Jesteśmy szczęściarami. I przestańmy się tłumaczyć.