Jak obiecałam zamierzam się z Wami podzielić moimi niedziewiarskimi pasjami...
Historia pewnej sukienki
Jak to fotografie nie oddają rzeczywistości!
Ta sukienunia prezentuje się tu całkiem całkiem, a prawda jest taka że po dwóch balach karnawałowych było widać, że jest po dwóch balach i to przez duże BE.
Poza tym kto to widział pojawiać się ciągle w tej samej kreacji i to w dodatku w tym samym towarzystwie. Decyzja zapadła. W tym roku nie będzie księżniczki tylko wróżka, a sukienka trafia do Cioci Basi...
Kolor zamówiony przez najbardziej zainteresowaną....
Koszt barwnika 1,50 PLN
Godzinkę później...
Po godzinnym gotowaniu tiul wyglądał jak pognieciona kalka kreślarska, bałam się, że nie uda mi się go wyprasować, dlatego chciałam tylko sprawdzić czy to możliwe... nie próbujcie tego w domu...
Kompletnie ufarbowałam sobie ręce, bo kiedy zobaczyłam jak piękne robią się falbany pod żelazkiem zupełnie nie potrafiłam przestać.
Kiedy sukienka schła po kolejnym płukaniu już nie mogłam doczekać się przyszywania kwiatuszków.
To trochę tłumaczy dlaczego teraz wszystkie igły w moim igielniku są nawleczone na fioletową nitkę.
I pytam męża:
- Ładna? Ładna?- a on na to:
- Wiesz, ja jednak nie jestem dziewczyną.
Ale dzielnie służył za modela.
Sukienka zyskała jeszcze dodatkowe tiulowe falbanki na ramionach, a dół wyrównałam i doszyłam haleczkę, tak że teraz sukienka jest bombką, co - zgodzicie się chyba - bardziej pasuje do wróżki
Jakoś nie odfotografowuje się jej urok....
Chciałam tylko napisać, że Kalina już widziała kreację i zrobiła na niej duże wrażenie - tak mi się przynajmniej wydaje...