Druty grubasy korciły mnie od jakiegoś czasu i w sumie nie do jakiegoś konkretnego projektu, ale kupiłam sobie drewniane KP 15mm. Przeszły mi przez myśl akryle, myślałam o metalowych, ale ostatecznie wybrałam drewniane i nie żałuję. Są milutkie, śliczne i lekkie i - na co zwróciła uwagę Anle - wydają cudowny dźwięk. Pomyślałam, że może stąd właśnie pochodzi ich nazwa - Drewniana Symfonia.
Zamówiłam je w Biferno i jeszcze zanim przyszły miałam już wymyślone do czego je użyję. Na szczęście paczuszka przyszła w piątek rano, więc zdążyłam wykonać na sobotę czapeczkę, czapulkę, czapuniunię.
Bez obaw! Nie dla Zośki! Nie każe jej w tym chodzić.
Czapka jest dla pewnego bardzo wyjątkowego młodego człowieka, który mówi do mnie Ciociu i właśnie skończył 18 lat. Masakra!! Ależ muszę być stara, skoro dojrzali faceci mówią do mnie ciociu!
Wykorzystałam mój ulubiony Everyday Himalaya w obłędnych zupełnie żarówiastych kolorach, kupione u Pani Ilony. Ponieważ to włóczka raczej cienka niż gruba, musiałam do takich grubych drutów zastosować aż 6 nitek.
W tym celu nitkę ze środka motka i tę z zewnątrz jednocześnie splatałam palcami w łańcuszek. Początkowo robiłam to z każdą z nitek z osobna, ale w sumie po co? Rozdzielność mnożenia względem dodawania, albo jakoś tak. Dzisiaj rozmawiałam z moją matematyczką z podstawówki, mogłam zapytać ją jakie to zagadnienie. Ale raczej łączność...
Zastosowałam również nowy sposób rozpoczynania. Chciałam uzyskać niewidoczny brzeg, tak jak przy kapelusiku, ale tym razem bez konieczności przerabiania wielokrotnie rzędów włóczką na zamrnowanie.
Robimy łańcuszek o liczbie oczek o połowę mniejszej od tej jakiej będziemy potrzebować, a następnie w wkłuwamy się w "bulki" (tu pozdrowienia dla Jadzi, która uwielbia to słowo) szydełkiem i nabieramy przez nie oczka na drut. To normalny prowizoryczny sposób nabierania oczek, tyle że te piękne, w moim przypadku zielone bulki, można wykorzystać tak samo jak bąbelki, o których rozpisywałam się przy kapelusiku, na łączeniu kolorów.
Po podniesieniu, czyli zawinięciu brzegu wygląda to tak:
Oczywiście ogromną zaletą takiego sposobu jest to, że nie trzeba na próżno przerabiać tych rzędów nitką na zmarnowanie, ale jest jeden dużo ważniejszy powód, dla którego sposób ten jest o niebo lepszy: nitki tej nie trzeba wycinać, a wystarczy wypruć.
Młody człowiek już obdarowany zapewnia, że będzie nosił. Na pewno do zielonej kurtki będzie pasował lepiej niż do różowego polara.
Pozdrawiam, Ciocia Basia.
muszę się chyba wsłuchać w dźwięk moich drutów ;) chociaż drewnianych nie mam aż tak grubych, to nie wiem czy efekt bedzie podobny ;)
OdpowiedzUsuńCienkie też pięknie grają!
Usuńpodoba mi się :)czapka i Twoje tłumaczenie :):)
OdpowiedzUsuń"Tłumaczenie się" he he!
Usuńbardzo fajny pomysl na czape...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że się spodobała - bałam się, że będzie obciachowa.
Usuńczapka jest fajna i szybko się robi pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńbyło trochę zachodu z tymi sześcioma nitkami i jednak to double knitting trochę przysparza pracy, więc nie była aż tak ekspresowa jak się spodziewałam.
UsuńAle rewelka!
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się przekonać do drutów grubszych, niż nr 5, po które i tak rzadko sięgam.
Ale taka czapula... mmm...
Jest naprawdę ekstra!
U mnie się to bardzo zmienia - od 1,5 mm do 15 mm - no chyba, że jeszcze uwzględnimy makrodzianinę to wtedy chyba z 150 mm ;-P
Usuń